ImprezyPodroznicze.pl

Serwis prezentujący najciekawsze imprezy podróżnicze z całej Polski! Sprawdź! RSS

Wiesz coś o imprezie podróżniczej? Dodaj imprezę za darmo i bez rejestracji

Wywiad z Danutą Gryką

Kategoria: Podróżnicy
2014-02-21, 2015-06-30, 2017-06-30, Redakcja ImprezyPodroznicze.pl

Kiedy się poznali, okazało się, że są zarażeni tym samym 'wirusem', który popycha ich wciąż dalej i dalej w świat. Już jako małżeństwo spełniali swoje marzenia podróżując - poznając nowych ludzi i miejsca. Mimo, że nie brakowało kryzysowych sytuacji to zawsze udawało im się wyjść z każdej opresji. Poznajcie Danutę i Tomka Gryków  - parę, która niejednego w życiu już doświadczyła.

ImprezyPodroznicze.pl: Mówicie, że od zawsze marzyliście o tym by podróże stały się Waszym sposobem na życie. Skąd ten pomysł?

Danuta Gryka: Tak naprawdę, to nie chodzi chyba o to, aby w życiu podróżować i żeby to był sposób na owo życie, ale chyba chodzi o to, aby w życiu spełniać marzenia. Tak jak pisaliśmy wcześniej na naszej stronie internetowej, od zawsze mieliśmy dwa najważniejsze marzenia. I skoro to pierwsze pozostaje wciąż niespełnione, to zaczęliśmy się realizować w tym drugim. W tym drugim marzeniu, czyli podróżowaniu. I tak naprawdę podróżujemy cały czas. Zaczęło się bardzo dawno temu, kiedy jeszcze nie byliśmy razem. Każde z nas osobno odwiedzało te bliższe i te dalsze zakątki Polski. Potem, kiedy już się poznaliśmy, okazało się, że jesteśmy zarażeni tym samym podróżniczym wirusem. I wtedy zaczęliśmy wędrować razem. Tak jest do tej pory. Są podróże większe i mniejsze, odleglejsze i bliziutkie, udane i te mniej udane. Jak to w życiu!

Ale najważniejsze, że wciąż są dla nas pasją, wciąż fascynują, wciąż są tym, do czego dążymy zawsze i wszędzie. Nawet teraz, w tym momencie, zastanawiamy się nad kolejnym odcinkiem naszego podróżowania. A poza tym dlaczego byśmy mieli nie podróżować ?? :)

IP: Zastanawia mnie tytuł książki. Dlaczego wybrałaś właśnie taki? Męża też musiałaś dźwigać? (śmiech)

DG: Tak... wiedziałam, że padnie to pytanie... Pewnie zaskoczy Cię moja odpowiedź: to nie jest mój pomysł. Miałam spory problem, żeby tytuł wymyślić. Chyba jeden w większych podczas pisania książki! Wałkowaliśmy z Tomkiem temat na wszystkie strony. I się nie udało... Dlatego ochoczo skorzystaliśmy z pomocy kogoś, kto ma zdecydowanie większe doświadczenie pisarskie i edytorskie.

A mąż to już duży chłopiec i dźwigał się sam. I to - jak zwykle - z cięższym plecakiem niż mój :-) Poza tym – gdyby nawet – to przecież taki słodki bagaż...:)

IP: W czasie podróży na pewno poznaliście mnóstwo ludzi. Czy jest jakieś miejsce, z którego będziecie pamiętać przede wszystkim ludzi a nie krajobraz?

DG: O, jest takich miejsc bardzo wiele. Najgłębiej zapada w pamięć prosta, ludzka życzliwość, kiedy ktoś, kto ma bardzo niewiele, potrafi się tym dzielić. Czasem może zaoferować tylko uśmiech, czasem kubek wody, czasem jakąś pomocną wskazówkę.

Dla przykładu nie zapomnę spotkania z liczną wietnamską rodzinką na plaży w Mui Ne, w Wietnamie. Dzieci radośnie pozowały mi do zdjęć, ciesząc się ogromnie z możliwości obejrzenia ich na wyświetlaczu mojego aparatu, a dorośli zaprosili mnie do obejrzenia procesu wstrzykiwania wyłowionym mątwom jakieś tajemniczej substancji. Porozumiewaliśmy się za pomocą wszystkich części ciała, z wyjątkiem ust ;-)

Pamiętamy doskonale wszystkich kierowców, którzy zgarniali nas z drogi i oferowali darmowy transport, niejednokrotnie jakąś przekąskę, a nawet zapraszali na nocleg do swojego domu. Niektórzy nawet następnego dnia wcielali się w rolę przewodników i obwozili nas po okolicy, jak np. biolog w Australii czy owczarz w Nowej Zelandii.

Nie da się przecenić spotkań z ludźmi z CouchSurfing czy Hospitality Club, dzięki którym podróż nabiera zupełnie innego wymiaru - oglądamy życie od wewnątrz, poznajemy zwyczaje, smakujemy lokalną kuchnię i prowadzimy niekończące się rozmowy... Niektórzy gościli nas nawet 7 nocy, jak np. John z Alice Springs w Australii czy Yerko z Santiago de Chile.

IP: Czego nauczyła Was ta dziesięciomiesięczna podróż?

DG: Czego nauczyła? Życia! I to autentycznie nie żaden frazes. Naprawdę uważam, że podróżowanie, takie właśnie podróżowanie jak nasze, a niekoniecznie luksusowym autobusem do luksusowego hotelu, jest najprawdziwszą szkołą życia. Dotykanie – i to dosłownie – różnych światów, kultur, religii, historii, cudów natury, chłonięcie smaków, kolorów, dźwięków. To wszystko, czego każdego dnia doświadczaliśmy dookoła uruchamiało non-stop wszystkie nasze zmysły, pobudzało wyobraźnię, rozszerzało horyzonty, malowało uśmiech, ale też czasami grymas na twarzy. Spotkani ludzie, odwiedzone miejsca, usłyszane opowieści... Tego nie da się przecenić, nie da się tego nigdzie wyczytać. I oczywiście Droga jest fantastycznym doświadczeniem samym w sobie. Uczy cierpliwości, wytrwałości, zaufania, ale przede wszystkim pokory. Droga uświadamiała nam cały czas, że jesteśmy tacy malutcy, że jesteśmy kawałkiem pięknej i ogromnej układanki, że cudownie jest móc rozejrzeć się dookoła i odkryć, że nie jesteśmy sami. Więc czego nas ta podróż nauczyła? Chyba odrobinki życia właśnie! :-)

IP: Rozumiem, że bywały stresujące i przerażające sytuacje. Czy pamiętacie jakąś szczególną?

DG: Było ich kilka... W Katmandu mieszkaliśmy z... karaluchami... W sercu Himalajów rozpadły mi się buty... W Tajlandii utknęliśmy na lotnisku, nie mogąc ani z niego wyjść ani gdziekolwiek polecieć... W Australii łapaliśmy stopa w 40-stopniowym upale, gdzie do najbliższej miejscowości było ponad 100 kilometrów, a mijały nas tylko pociągi drogowe, które  nie mogą zatrzymywać się na zawołanie... W sercu Czerwonego Centrum zgarnęła nas z parku policja... W Patagonii nasze autko szaleńczo tańczyło na oblodzonej drodze... Najważniejsze, że z każdej opresji udawało nam się wyjść cało :-)

IP: Piszecie, że pracowaliście "na czarno". Czy możecie uchylić rąbka tajemnicy tym, którzy sięgną po Waszą książkę co to było za zajęcie?

DG: W książce je dokładnie opisujemy... Ale zdradzić mogę już teraz, że to była praca w caravan parku w Australii, przy utrzymaniu obiektu. Pracowaliśmy za nocleg, wyżywienie i kieszonkowe.

 

IP: Czy po powrocie czuliście niedosyt, że nie udało się Wam czegoś zobaczyć mimo, że było bardzo blisko?

DG: O tak... W naszych pierwotnych planach musieliśmy zrobić spore cięcia. Zbyt optymistycznie podeszliśmy do naszego budżetu, niektóre kraje zaskoczyły nas wysokimi cenami (np. Turcja, Argentyna, Chile), poza tym wartość dolara drastycznie spadła... Z naszej trasy wyrzuciliśmy Sikkim, Filipiny, Indonezję, Birmę, wszystkie kraje Ameryki Środkowej, Meksyk i Kubę... Oczywiście, pozostaje niedosyt, ale z drugiej strony dzięki tym cięciom zdołaliśmy zatoczyć pętlę wokół globu, mimo wszystko!

IP: Zapytam jeszcze o jedzenie jako wielki głodomór. Czytałem, że żywiliście się zupkami z torebki przez 10 miesięcy. Czy to prawda?

DG: No, niezupełnie... Zupki z torebki są pewnym skrótem myślowym. Żywiliśmy się po prostu najtaniej, jak się dało. Czasem były to właśnie zupki, czasem uliczne jadłodajnie, czasem przyrządzaliśmy coś na własną rękę z zakupionych w supermarkecie produktów.

IP: „Tak naprawdę nie wiemy, co ciągnie człowieka w świat. Ciekawość? Głód przeżyć? Potrzeba nieustannego dziwienia się? Człowiek, który przestaje się dziwić jest wydrążony, ma wypalone serce. W człowieku, który uważa, że wszystko już było i nic nie może go zdziwić, umarło to, co najpiękniejsze - uroda życia.” To z Waszej strony internetowej. Piękne słowa. A co Was najbardziej zadziwiło?

DG: O tak, piękne słowa mądrego człowieka, jakim był Ryszard Kapuściński. Co do pytania... W takiej podróży jak nasza, człowiek nie przestaje się dziwić... Bezustannie zadaje sobie pytania "dlaczego?", "po co?", "skąd się to wzięło?", "jak oni to robią?"...

Co nas najbardziej zadziwiło?...

Fascynowało nas odkrywanie podobieństw w odległych miejscach świata. Na przykład dostrzegaliśmy wiele cech wspólnych pomiędzy ludźmi mieszkającymi bardzo daleko od siebie np. Tybetańczykami a Indianami z Peru czy Boliwii.

"Odkryliśmy" też, że "polskie" gołębie są dokładnie takie same w naszym kraju, jak i w innych państwach europejskich, ale też w Nepalu czy Ameryce Południowej. Siedząc na rynku w centrum jakiegoś większego miasta, patrzymy na dokładnie takie same sceny karmienia gołębi okruszkami. Tylko w Australii gołębie mają dodatkowe kolorowe piórka i noszą na głowie dziwne czubki... No a w Azji Południowo-Wschodniej najczęściej w ogóle ich nie widać, bo trafiają na stoły...

Zadziwiało nas, że miejsca, które znamy dokładnie ze zdjęć, potrafią nas... zadziwiać! Tak było z Petrą, zatoką Ha Long czy Machu Picchu.

Z drugiej strony w miejscach, gdzie się tego nie spodziewaliśmy, napotykaliśmy prawdziwe zagadki - ołtarzyki pełne pustych butelek przy drogach Patagonii czy chłopcy paradujący z berłami w Turcji. W Wietnamie zadziwiał nas sposób przejścia przez ulicę czy ludzie spacerujący po mieście w pidżamach, w Australii zdumiewający był każdy okaz fauny i flory, a w Nowej Zelandii jedna z najmniejszych rozgłośni radiowych świata - radio Karamea...

Mogłabym tak wymieniać do rana...

IP: W jaki sposób zachęcilibyście czytelników i użytkowników portalu ImprezyPodroznicze.pl do lektury Waszej książki?

DG: W naszej książce staramy się odpowiadać na postawione wcześniej pytania "dlaczego?" Do lektury zapraszamy wszystkich, którzy nie przestają się dziwić i są ciekawi świata. Zabierzemy Czytelników w najbardziej fascynujące miejsca na Ziemi, spotkamy wyjątkowych ludzi, a czasem wpadniemy w niezłe tarapaty...

 

IP: Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę Wam wielu udanych wypraw!

Wywiad dla portalu ImprezyPodroznicze.pl przeprowadził Maciej Skoczylas.

Książkę "Pół świata z plecakiem i mężem" możecie zakupić w PROMOCYJNEJ CENIE w księgarni internetowej http://kolumb24.pl

Wywiad z Danutą Gryką